like

sobota, 16 maja 2009

36

do nieszczęścia czasem łatwiej się przyznać niż do szczęścia. bo gdy mówimy na głos, że jesteśmy szczęśliwi, to albo inni patrzą na nas jak na wariatów, albo boimy się zapeszyć.
ale szczęście to coś tak kruchego i ulotnego, że jeśli nie powiem dzisiaj, że jestem szczęśliwa, to może już jutro to nie będzie prawdą.
można tonąć, zatracać się, wpadać, wsiąkać... ale czy to wszystko nie nazywa sie prostym określeniem jakim jest "zakochanie". a czy taki stan w ogóle istnieje? może to fascynacja? może zauroczenie? może maj i pachnące kwiatki które mieszają w głowie? z drugiej zaś strony przecież właśnie to wszystko mieści sie w słowach "zakochałam sie". to znaczy myślę o tobie, nie mogę oderwac od ciebie wzroku, tesknie, fantastycznie sie z toba czuje, pociagasz mnie, fascynujesz mnie, jestes mi potrzebny, chce cie poznawac, przebywać z tobą i z toba być. przecież nie ma w tym nic złego. jeśli nie tak to nazwać, to jak?